AKTUALNOŚCI
W samo okienko (72) - "Parszywe jedenastki"11.04.2016r.
Kilka lat temu Manchester City wydał nieco funtów na akademickie wręcz badanie. Piłkarze tego klubu mieli problem ze zdobywaniem goli z rzutów rożnych i włodarze angielskiego zespołu zapragnęli dowiedzieć się, jakie wykonanie kornera przynosi najwyższe prawdopodobieństwo zdobycia bramki. Brzmi to jak swego rodzaju zakład dwóch flegmatycznych angielskich dżentelmenów przy filiżance herbaty.

Kiedy obejrzano ponad 400 rzutów rożnych, po których padł gol, z różnych lig i na przestrzeni kilku sezonów, poznali odpowiedź. W międzyczasie takie samo pytanie zadano dla żartów również ówczesnemu menedżerowi ManCity, Włochowi Roberto Manciniemu, który odparł: "Naturalnie najlepszym sposobem jest dośrodkowanie tzw. odchodzące od bramki, po którym można soczyście uderzyć głową i piłka ląduje w siatce". Mancini był w błędzie. Gol z kornera według recepty Włocha jest z pewnością bardzo efektowny, ale wyniki badania pokazały coś innego. Zdecydowanie więcej bramek padało, gdy wykonawca kornera dośrodkowywał piłkę mocno w stronę bramki niemalże tak, jakby sam chciał bezpośrednio zdobyć gola.

Piłka nożna jest jedną z najstarszych gier zespołowych na planecie. Przez lata wydawało się, że jej reguły są pokryte mchem niczym przedwojenna żołnierska konserwa. Pal licho, że do tej pory trudno wcielić w życie szybką weryfikację elektroniczną czy był spalony, czy nie choćby w siatkarskim stylu tzw. challenge. Prawda jest taka, że inne dyscypliny, gdzie gra toczy się znacznie szybciej, potrafiły sięgnąć po technologie, które czynią je bardziej fair i ratują mistrzowskie tytuły przed nagłą pomrocznością sędziów, którzy np. nie zauważyli metrowego spalonego lub niedozwolonego zagrania.

Jeszcze na jednym polu futbol odbiegał od innych gier zespołowych. Przypominam sobie pokazywane w latach 90-tych XX wieku mecze amerykańskiej ligi koszykówki NBA. Zawodnik podchodził do wykonywania rzutów wolnych. Błyskawicznie na ekranie pokazywała się informacja, ile trafił na ile rzutów i jaką ma skuteczność, itd. Liczba danych mogła przytłaczać, ale te statystyki świetnie odwzorowywały jak w lustrze dlaczego ten, a nie inny gracz występuje w podstawowym składzie. W koszykówce od dekad liczono ile zawodnik ma zbiórek, przechwytów, skuteczność w rzutach za 2 pkt, za 3 pkt., co tylko można było zmierzyć, to po prostu mierzono. A w ubóstwianej przez miliony piłce nożnej? Jedyne statystyki jakie pokazywano, to liczba strzelonych goli i liczba rozegranych spotkań. Nawet tzw. punktacja kanadyjska, która wyławiała z gęstwin murawy "perełki", czyli piłkarzy asystujących przy zdobytych bramkach, dopiero dość niedawno weszła na stałe w ligowych podsumowaniach.

Co zabawne jeszcze dziś można usłyszeć z ust polskich trenerów lub piłkarzy, że statystyki są dla dziennikarzy. Prawda czy fałsz? Radziłbym większości niedowiarków sięgnąć do kopalni gromadzonych informacji przez wyspecjalizowane firmy, tak jak opisują to w fenomenalnej książce "Soccernomics" Holender Simon Kuper i Stefan Szymański, Polak urodzony i wychowany w Anglii. Ponad 400 stron fascynującej lektury i przekonujących faktów o tym, jaką metamorfozę przechodzi piłka nożna - w zależności od krajów i klubów - dzięki wykorzystaniu danych liczbowych. Topowe kluby zatrudniają grupy analityków, którzy gromadzą stosy danych, aby móc potem podjąć decyzję np. kogo kiedy kupić lub sprzedać. Tak jak zrobił to kiedyś sir Alex Ferguson, pozbywając się obrońcy Jaapa Stama z Manchesteru United. Dziennikarze byli mocno zdziwieni tą decyzją. Nie wiedzieli jednak jakimi dobrymi danymi na temat formy Stama i związanych z tym perspektyw dysponował szkocki menedżer. Dane typu procent posiadania piłki czy liczba dokładnych podań to przedszkole. Oceniając napastnika kluby mierzą m.in. ile taki zawodnik jest w stanie wykonać sprintów w ciągu 90 minut na pełnej szybkości z piłką lub bez.

Czy konkurs rzutów karnych jest loterią? Wydaje się, że już jaskiniowcy wykuli w kamieni stwierdzenie, że strzelanie jedenastek, gdy nawet dogrywka nie przyniesie rezultatu, jest niesprawiedliwością. Ktoś nabazgrał "parszywe jedenastki". Zamiast użalać się nad piłkarskim losem, w latach 70-tych XX wieku, holenderski menedżer Jan Reker, bardziej chyba z nudów niż z pasji, zaczął kolekcjonować karty setek piłkarzy. I nie chodziło tam o jakieś "limitki" z serii Panini, ale prowadzenie indeksu wykonawców rzutów karnych. Zapisywał to, jak dany zawodnik strzelał "jedenastki". Wiedział o tym bramkarz Hans van Breukelen, który przed międzynarodowymi spotkaniami reprezentacji konsultował się z Rekerem. Żartownisiów z Rekera było wielu, brechtano również z van Breukelena, aż do pamiętnego finału w 1988 roku, w którym PSV Eindhoven w karnych pokonał Benfikę Lizbona. Golkiper "Wieśniaków" obronił decydujący strzał dzięki danym od Rekera.

Ktoś może rzec przypadek. Sprawa Rekera i jego sposobu budowania archiwum danych przybrała większego blasku w 2006 roku, kiedy to w ćwierćfinale mundialu mecz Niemcy - Argentyna musiał rozstrzygnąć się w konkursie rzutów karnych. Bramkarz gospodarzy mistrzostw Jens Lehmann w getrze ukrywał rozpiskę kto z Argentyńczyków w jaki sposób wykonuje "jedenastki". Potem okazało się, że Niemcy zgromadzili bazę około 13 tysięcy rzutów karnych i precyzyjnie mogli określić, że np. Hernan Crespo jeżeli bierze długi rozbieg to zawsze strzela w prawy róg, a jak krótki rozbieg, to w lewy róg bramki.

W 1995 roku baskijski świeżo upieczony ekonomista Ignacio Palacios - Huerta rozpoczął podążać drogą Rekera i miał o tyle ułatwioną rzecz, że wraz z rozwojem telewizji i Internetu liczba i tempo pozyskania danych była o wiele szybsza i łatwiejsza. Nie od razu jego informacje zostały wykorzystane. W 2008 roku przed finałem Ligi Mistrzów wysłannicy Chelsea zakupili pewien raport od Palacios - Huerty na temat Manchesteru United, a zwłaszcza jak i gdzie rzuca się przy karnych Edwin van der Sar. Wysłannicy Chelsea nie zdołali jednak przechytrzyć Holendra, który w pewnym momencie zorientował się jaką strategią podąża przeciwnik i przy decydującym strzale zdezorientował Nicolasa Anelkę. Widać to świetnie na powtórkach w kanale YouTube.

Skoro zatem wszyscy wiedzą o wszystkich tak wiele to jakim cudem konkursy karnych nie trwają do serii np. 33:32, a kończą się tak jak kiedyś?! Autorzy "Soccernomics" wskazują, że kluby wycwaniły się w delegowaniu do strzelania karnych zawodników, których wykonanie jest mało przewidywalne. Nawet zgromadzenie tysięcy karnych takiego Francka Ribery'ego nie daje odpowiedzi jak strzeli tym razem. Ale takich jak Ribery można szukać ze świeczką. Pozostałych jest łatwo rozszyfrować.

PS. Simon Kuper, Stefan Szymański "Soccernomics", 2014.

(© arek.lewenko@interia.pl)


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::