AKTUALNOŚCI
W samo okienko (76) - Posoljeni zrak14.07.2016r.
Urlop w Chorwacji zapowiadał się jak zwykle dobrze. Pełne słońce każdego dnia, ciepłe morze każdego dnia, czego chcieć więcej. Tę niepisaną gwarancję udanego wypoczynku mieliśmy w kieszeni. Do tego program piłkarskiego EURO... Ostrzyliśmy sobie zęby na ćwierćfinał Polska - Chorwacja, do którego mogło dojść i wyobrażaliśmy sobie nadmorską strefę kibica, w której rywalizowalibyśmy z Chorwatami na doping. Tymczasem pozostało nam powdychać posoljeni zrak, czyli posolone powietrze, wirujące nad Adriatykiem, bo czar mistrzostw gdzieś prysł i to nawet szybciej niż się spodziewaliśmy.

Stara prawda ludowa głosi, że "co za dużo, to niezdrowo" lub bardziej dobitnie "co za dużo to i świnia nie zeżre". Grzechem byłoby ująć podsumowanie tegorocznych finałów europejskiego czempionatu we Francji w tym jednym stwierdzeniu. Organizator, czyli UEFA, umie doskonale liczyć: im więcej meczów, tym więcej kasy, czyli "chleba i igrzysk". Cztery lata temu zyski z turnieju w Polsce i Ukrainie wyniosły 593 mln euro, a w tym roku 830 mln euro. Rachunek prosty? Jednakże dla większości obserwatorów okazało się, że powiększenie grupy uczestników z 16 do 24 i rozwleczenie harmonogramu gier przez miesiąc, stało się w pewnym momencie marnym serialem telewizyjnym, żeby nie powiedzieć operą mydlaną, w której było więcej mydlenia oczu kibicom niż spektakli, na które czekaliśmy. UEFA nazwie nas maruderami. Możliwość awansu do 1/8 finału nawet z trzeciego miejsca otworzyło furtkę dla takich drużyn, które później sięgnęły po tytuł mistrzowski? Ktoś pisał ostatnio o Prawie Niespodzianki.

Wątek finansowy jest dość interesujący. UEFA wydaje się być jak lukratywny producent gier, posiadający monopol na licencję i sprzedaż "kopanej" rozrywki w Europie. W swoim programie ma kilka stałych seriali, czyli Liga Mistrzów, Liga Europy i Mistrzostwa Europy. Spójrzmy na pewne dane. Real Madryt, tegoroczny zwycięzca Ligi Mistrzów, zainkasował około 94 mln euro, a finalista Atletico Madryt niewiele mniej, bo 82 mln euro. Inny hiszpański klub, FC Sevilla, za trumf w Lidze Europy otrzymał 25 mln euro. Ile dostała federacja Portugalii za wygraną kilka dni temu? Do Lizbony powędrował czek na kwotę 27 mln euro, czyli odrobinę więcej niż za sukces w Lidze Europy. Gdzie zatem jest większa motywacja dla samych zawodników?

Kiedyś mistrzostwa Europy były witryną sklepową, gdzie można się było wypromować i uzyskać niezły kontrakt, których było niewiele - ze względu na obostrzenia w zatrudnianiu obcokrajowców. W chwili obecnej - i to pokazały tegoroczne EURO - chęć udowodnienia swojej wartości nie było widać u zbyt wielu zawodników. Większość z nich jest wyeksploatowana całym sezonem i ma wysoko płatne kontrakty, za zakrętem potężna kasa do zdobycia w już nadchodzącej Lidze Mistrzów, więc ciężko sięgnąć do pokładów motywacji. Współczuć trenerom, czego dobitnym przykładem był obraz francuskiego "generała" Didiera Deschampsa, nie mogącego się pogodzić z kapitulacją, ze zgrozą patrzącego w otchłań stadionu, jakby mieli wytoczyć na środek murawy gilotynę, w zestawieniu z Paulem Pogbą, nadzieją gospodarzy, który z luzikiem w ramionkach odebrał srebrny medal i tyle. Jego mowa ciała głosiła: "Czym tu się przejmować? O co ten zgiełk? Czas na wakacje, a potem do Turynu i Liga Mistrzów".

Dziwne były te finały. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak Islandia która po bardzo dobrej grze w grupie i wyeliminowaniu Anglików, zostaje rozbita przez Francuzów (2:5), przegrywając już do przerwy 0:4. Przecież Francja ledwo wygramoliła się ze swojej grupy niczym ślimak winniczek ze skorupy. Ktoś powie - taki jest futbol. Być może. Ale jak wytłumaczyć samobójcze zachowanie Bastiana Schweinsteigera, który w półfinałowym meczu z gospodarzami skacze do główki z wyciągniętą ręką w? swoim polu karnym. Takie bezmyślne zachowania jest trudno dostrzec na najniższym szczeblu rozgrywek. Nie wspomnę o wstydliwym konkursie niewypałów, czyli ćwierćfinale Niemcy - Włochy i "fajerwerków" w rzutach karnych.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której słychać coraz głośniej. Piłkę nożną coraz trudniej się ogląda z zachwytem. Przed kilkoma laty Hiszpanie narzucili tikitakę i wszyscy zaczęli to kopiować. Zawodnikom statystyki wiążą nogi, bo coraz rzadziej podejmują ryzyko. Ginącym gatunkiem w futbolu stają się takie elementy jak daleki przerzut na drugą stronę boiska czy próba rozegrania rzutu rożnego, czy wolnego szybciej, z zaskoczenia. A tu wszystko jest celebrowane, ustawiane, odmierzane, grane od nogi do nogi na liczbę podań, przeciągane pod pole karne, jak to się mówiło kiedyś: "chcą wejść z piłką do bramki". Drużyna przeciwna ma całą wieczność na ustawienie się w obronie. Najwidoczniej statystyki tak opętały graczy, że obawiają się utraty piłki przy przerzucie, bo lepiej mieć pewne zagranie dokładne na 5 metrów niż niecelne na 30 metrów. Trudno odmówić logiki, tyle że kto nie ryzykuje to nie pije szampana. Taki Portugalczyk Eder postawił na jedną kartę, huknął z daleka i piłka wpadła do siatki na wagę złota. Prosta gra.

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::