AKTUALNOŚCI
W samo okienko (92) - Real(ity) Show05.06.2017r.
Strajk taksówkarzy rozpełzł się po ulicach stolicy niczym wąż, który sycząc z niezadowolenia wprawiał w jeszcze większą złość innych tubylców tej Wioski. Trzeba było wprawnie unikać przed tą pułapką jak skacząca antylopa na sawannie, bo można było ugrząźć bezradnie na długi czas. Ci, mający "krótki lont", dawali upust nerwom. Jak tu się nie wku... denerwować, kiedy rano trzeba do pracy i film "Nie lubię poniedziałków" sam kręci się od rana bez reżysera.

- Dotarł Pan jednak! - barman Ziutek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby zobaczył rozbitka ze statku, co dopiero dopłynął do brzegu i wylazł na suchy ląd bez szwanku. - Zuch! Prawdziwy zuch!

- Jaki tam zuch - machnąłem ręką i dodałem. - Po prostu koleją szybciej. Auta nie wjadą na tory.

W barze "Samobuj" (pisownia oryginalna) czuć było atmosferę dnia wczorajszego, gdyż jeszcze nie wszystkie ślady fety - z powodu zdobycia przez stołeczny klub tytułu mistrza Polski - zostały usunięte. W powietrzu nadal unosił się zapach zwycięstwa, a na ścianach przybyło kilka niechcianych plam.

- Na wieczną pamiątkę - uchwycił mój wzrok gospodarz. - Espresso?

- Zieloną herbatę, poproszę.

Barman cmoknął z przekąsem, wiedząc że może sobie pozwolić na taki numer.

- Cha cha. Widzę, że przerzuciliśmy się na kolor nadziei - sam uśmiał się ze swojego żarciku i dorzucił, stawiając filiżankę z wrzątkiem i prezentując pudełko z herbatą do wyboru. - Dzisiaj na koszt mistrzów.

- Wielkie dzięki. Dużo było wczoraj gości?

- Full Panie, full - gospodarz rozłożył ręce jakby chciał zademonstrować, że złowił taaaaką rybę. - Skończyliśmy nad ranem... Wie Pan, jak to jest. Do ostatniego klienta, do samiusieńkiego końca, do ostatniej kropli w kiju. Ale warto było!

Faktycznie finisz rozgrywek rodzimej ekstraklasy mógł przyprawić co niektórych o palpitacje serca, bo do samego końca teoretycznie aż cztery drużyny miały szansę na mistrzowski tytuł. Od dawna nie było takich emocji skumulowanych w kilku polskich miastach jednocześnie. Przedłużony mecz w Białymstoku zamroził kibiców w Warszawie, którzy w ciszy wyczekiwali na wieści ze stolicy Podlasia. Jagiellonii nie udało się strzelić trzeciej bramki i tytuł zgarnęła "L", a jej prezes Pan Mioduski przez cały czas wydawał się bardzo spokojny. O to, że Lechia nie zagrozi Legii, wszak w szeregach gdańskiej drużyny grało trzech ex-legionistów, oraz o to, że Lech nie przegra meczu z "Jagą".

- A jak finał Ligi Mistrzów? - zagadnąłem, biorąc łyk naparu wynalezionego w Chinach.

- Boski Real nie dał szans Juventusowi, choć mu kibicowałem... - barman zasępił się na moment. - Jakby nie było wygrał lepszy. Ten Ronaldo jest wprost niesamowity! Skurczybyk znowu pewnie dzięki temu pucharowi wygrawerował sobie swoje nazwisko na Złotej Piłce w tym roku.

- Portugalczyk jak Portugalczyk - wzruszyłem ramionami. - Przyzwyczajony do podbojów jak jego rodak Vasco da Gama, ale za to "francuski łącznik" dał pokaz swoich umiejętności.

- Zidane - gospodarz zastygł na chwilę w bezruchu, wypowiedział nazwisko Francuza wolno jakby smakował każda sylabę niczym burgundzkie wino, po czym przejmująco pokręcił głową. - Istny z niego diabeł! Pamiętam jak powalił z byka tego Materaca... czy jak mu tam...

- Materazziego.

- Pal licho z nim. Ważne że potraktował tego Makaroniarza jak należało. Gdyby mi ktoś takie spaghetti nawijał na uszy, to też bym go zdzielił jak należy - zaciśnięte wargi i pięści Ziutka wyglądały groźnie.

- He he - rozbawił mnie Pan. Wziąłem kolejny łyk herbaty niczym paliwa, żeby uruchomić silnik do dalszej paplaniny. - Był z "Zizou" grajek co się patrzy. Jeden z największych na tej planecie, mistrzowskimi tytułami ozdobiony. A teraz pięknie się patrzy jak rośnie jako trener i to ten pisany przez duże "T".

- Zobacz Pan na niego - Ziutek wskazał dłonią jakby właśnie Zidane pojawił się obok mnie. - Stoi taki za linią przy ławce rezerwowych z rękami w kieszeniach, jakby wielki szuler z niego był. Robi minę jakby znał końcowy wynik meczu. Inni trenerzy skaczą jak małpy w zoo, wymachują łapskami na lewo i prawo, a ten nic...

- Stoicki spokój.

- Jaki?

- Stoicki. Taki, że... no wie pan, że nic go nie rusza, choćby się waliło i paliło.

- O to to. Taki właśnie.

Barman przerwał na chwilę, aby poświęcić ją na zakodowanie sobie nowego wyrażenia na "twardym dysku" w swojej głowie.

- Nie wszyscy byli wielcy zawodnicy potrafią podarować swoje ego na rzecz drużyny. A tu proszę, można i to w jakim stylu - rzekłem, spoglądając ukradkiem na ekran telewizora, na którym rozpoczęła się akurat powtórka sobotniego finału. Biedny Buffon...

- Zgadza się. Nie wszyscy to potrafią - przytaknął gospodarz i schylił się pod kontuar, wyciągając gazetę. - Piszą jeszcze... - przewertował stronę. - ... że Real jest pierwszym klubem od 27 lat, który zdołał obronić Puchar Mistrzów. Niebywałe! A wydaje się to takie proste. Wydają przecież setki milionów euro na transfery piłkarzy.

Przypomniałem sobie, że jeszcze niedawno mówiło się o madryckiej drużynie: galaktyczna. Liczba gwiazd na pokładzie "królewskiego" klubu jest wręcz niebotyczna. Do tego jeszcze ten Zinedine Zidane, który swego czasu zachwycał fantastyczną grą, a teraz wcielił się w rolę producenta Real(ity) Show i sięgnął w wielkim stylu po mistrzostwo Hiszpanii i mistrzostwo Europy.

- Zidane przyćmił wielu szkoleniowców swoim triumfem. Blisko 20 lat temu doprowadził Francuzów do tytułu mistrzów świata, a druga połowa lat 90.tych to była jego era - zauważyłem.

Barman zrobił sobie w międzyczasie espresso, wzniósł filiżankę do góry i rzekł: - No to poświęćmy to włoskie espresso jako toast za... jak mu tam... "Zi...

- "Zizou".

Właściciel baru "Samobuj" tylko skinął głową i wypił czarny napój na raz, a Zinedine Zidane - superbohater powrócił na dobre. Chciałoby się rzec: "Ave Madrid! Ave Cezar!".

(© arek.lewenko@interia.pl),

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::