AKTUALNOŚCI
W samo okienko (103) - Robot Lewandowski26.02.2018r.
Niski, szczupły mężczyzna, odziany w stylowy zachodnioeuropejski garnitur, na widok którego jego potomkowie owiani samurajską legendą tylko splunęliby i bez zastanowienia dobyliby miecza, siedział spokojnie i czekał na to, co przyniesie los. Nawet czarna jak węgiel brewka mu nie tykła. Podobnie zresztą jak kilku identycznie ubranym kompanom znajdującym się po jego lewej i prawej stronie. Sala była przestronna i wypełniona, choć jeszcze szpilkę dałoby się wetknąć, setki kamer i strzelające flesze jak seria z karabinu. Nie był to Fudżi, ale miało się nieodparte wrażenie siedzenia na wulkanie rozgrzanym do czerwoności z emocji.

Mało kto kładł się tego wieczoru do łóżka w Tokio, nie wykluczając dzieci i par - mocno spragnionych bara-bara. Miasto tętniło życiem, zegary elektroniczne na wyspie zbliżały się nieuchronnie do godziny pierwszej w nocy, gdy jeden z oficjeli FIFA wyciągnął wcale niepodgrzaną kulkę, z niej zawiniątko z nazwą "Japan" i wszystko stało się jasne. Tymczasem ów mężczyzna, siedzący tysiące kilometrów od swojej stolicy, skinął lekko głową do jednego ze swoich rodaków i wystukał na klawiaturze smartfona coś w rodzaju "Memory... 5... Siara... i wszystko jasne". Misterny plan został uruchomiony niczym lew wypuszczony z klatki.

Shinji Kagawa śledził transmisję losowania grup mundialu w Rosji, wciskając w siebie mistrzowskie spaghetti szefa kuchni restauracji Aqua Pazza w Dortmundzie. Miał smaka na zabronionego maka lub na sushi, na futomaki, ale tym razem musiał zadowolić się włoskim wynalazkiem w zgodzie z powiedzeniem: "głodny zje wszystko". Popołudniowy trening był dość wyczerpujący i trzeba było "podładować baterie" odpowiednią potrawą.

Zawibrował smartfon. Shinji sięgnął do kieszeni, zmrużył jeszcze bardziej już i tak zmrużone genetycznie oczy, bo w pierwszym momencie nie rozpoznał dzwoniącego numeru. Dopiero po chwili przypomniał sobie do kogo może on należeć. "Ludzie ze związku" - pomyślał. Rozmowa była przeciwieństwem nawijanego na widelec makaronu - krótka jak strzał z bicza.

Smog trzymał pieszczotliwie Tokio w objęciach niczym smok swoje małe. Ludzie w maskach odbębniali codzienny rytuał dom-metro-praca-metro-dom, chroniąc płuca przed zdradliwym powietrzem, które mógł tylko oczyścić równie niebezpieczny wiatr. Przyzwyczajenie potrafi okiełznać człowieka w każdej niemal sytuacji.

Tego ranka Matsuo Honda promieniał z radości, oddając się swojej ukochanej pracy wynalazcy w laboratorium firmy Sensei w północno-wschodniej części stolicy Japonii. Bogobojna cisza umożliwiała ultra skupienie nad czymś, co lada dzień miało ujrzeć światło dzienne. Nawet Tom Hanks ze swoim "Hologramem dla króla" - film, który kiedyś oglądał na VOD - może się schować przy tym, czego Honda był właśnie bliski ukończenia.

Minęły trzy tygodnie i Shinj Kagawa wylądował na lotnisku Narita. Jego europejscy koledzy przygotowywali się do ubierania choinek, a on w tym czasie równie tradycyjnie wymykał się na tygodniowy wypad do ojczyzny. Na początku dziwił się po co cywilizowani Europejczycy wycinają miliony drzewek, aby wyrzucić je na śmieci po kilku tygodniach. W Japonii nikt nie ośmieliłby się wyciąć tyle bonsai. Potem przestał szukać odpowiedzi na to pytanie. Uśmiechał się i nie próbował już tego zrozumieć. Lot z Europy zawsze wypełniony był snem, sushi i rozdawaniem autografów, których nie odmawiał także w hali przylotów. W końcu jego popularność nie topniała, a wręcz rosła niczym gorączka, bo mundial nadchodził.

Uśmiechnięty Shinji schował się w jednej z taksówek niczym żółw ninja w skorupie. Autonomiczny pojazd Toyoty przyjął zlecenie i udali się do północno-wschodniej części tokijskiej aglomeracji. Kagawa jeszcze raz sprawdził podany mu wcześniej adres, po czym oddał się oglądaniu zamaskowanych ludzi i wieżowcom, cierpliwie drapiących ołowiane chmury. Za każdym razem dochodził do tego samego wniosku, że jego rodzinne strony w Kobe są zupełnie inne. Obrazy z dzieciństwa odżywały w jego pamięci.

Gdy dotarli na miejsce, Shinji od razu rozpoznał człowieka ze związku. Ucieszył się na jego widok. Wysiadł z taksówki, ukłonił się nisko i podążył za Tsuo Miramo. Siedziba firmy Sensei nie odróżniała się od wielu innych sąsiadujących z nią budynków. Nie było na czym skośnego oka zawiesić. Winda zabrała ich po chwili na poziom minus trzy. Było tu jasno, korytarz lśnił laboratoryjną czystością, a gdzieniegdzie krzątali się ludzie w luźnych, nie krępujących kreatywności strojach, z tabletami w rękach i okularami na nosach. Mało kto zwracał na nich uwagę i Shinji zaczął odnosić wrażenie, że pod ziemią jego twarz już nie brzmiała tak znajomo. Mylił się i to bardzo.

Matsuo Honda prawie walnął nosem o podłogę, gdy Shinji wszedł do małego, cichego pomieszczenia. Kagawa - chłopak z plakatu, który wisiał nad łóżkiem - stał teraz przed nim jakby zmaterializował się ze ściany. "Europejczycy powiedzieliby, że można tu usłyszeć bzyczenie komara" - pomyślał i przywitał się z pracownikiem tutejszej firmy. Honda tłumił w sobie rozentuzjazmowanego fana futbolu i prawie z wrażenia wcisnął nie ten przycisk co trzeba. Cała trójka przeszła do kolejnej sali, ukrytej dotąd w ścianie. "Jak test, to test" - rzekł do siebie reprezentant Japonii.

W pierwszej sekundzie Shinji ujrzał siedzącą tyłem do nich postać, ubraną w strój piłkarski. Czarno-żółta koszulka zdawała się mówić prawie wszystko, ale... Tajemniczy osobnik tkwił bez ruchu. Miramo i Honda zatrzymali się w progu, dając Kagawie czas na rozwikłanie zagadki.

- Yarmo? - zagaił Shinji, stojąc jak palik wbity przy rzucie rożnym i ślepiąc się w plecy zawodnika z numerem 9 na koszulce.

Pomieszczenie rozświetliło się bardziej, postać podniosła się z fotela i obróciła ku całej trójce, mówiąc:

- Hej, Shinji.

- Robert...? - Kagawa był zaskoczony, patrząc na swojego byłego kolegę z Dortmundu. - Nie pojechałeś na święta do Polski?

Honda śmiał się w duchu, a Miramo zacierał lekko spocone ręce.

- To nie Robert Lewandowski. To robot Lewandowski - powiedział uradowany Matsuo.

Kagawa spojrzał na Hondę, nie wierząc własnym uszom. Wzrok go przecież nie mylił. "Gdzie oni znaleźli takie ksero, by skopiować milimetr po milimetrze Roberta" - kotłowało mu się w głowie.

- Będziecie mieli z kim trenować. W uproszczeniu... - mówił Miramo. - ...wygląda jak Lewandowski, biega jak Lewandowski i strzela jak Lewandowski. Ma wbite gigabajty danych co do stosowanych przez niego zwodów, przyspieszenia, wszelkich ruchów, zastawiania się ciałem, itd. Można by długo wyliczać. To w końcu jego najbardziej będziemy obawiać się w Rosji...

- Dieta mu niepotrzebna, więc nie przygotowaliśmy wersji Anny - dodał żartobliwie Honda.

Shinji nadal stał jak wryty, a robot Robert uśmiechnął się po raz pierwszy.

PS. Ile jeszcze czasu zajmie wyprodukowanie robota przypominającego jota w jotę piłkarza światowego formatu, aby przeciwnicy mogli nauczyć się jego zagrań i zachowań na boisku? Miliony aplikacji na smartfonach umożliwiają śledzenie miliardów danych każdego dnia. Trener-aplikacja do biegania, trener-aplikacja do jeżdżenia na nartach, a lada dzień hologram-aplikacja do trenowania np. piłki nożnej. Trening z najlepszymi? Na początek wystarczy hologram lub okulary Virtual Reality, które umożliwią gierkę jeden na jeden z gwiazdami lub sprinty i inne ćwiczenia. I może pewnego grudniowego poranka do domu Święty Mikołaj przytarga kopię RL9,... który będzie wysoki jak choinka.

(© arek.lewenko@interia.pl),

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::