AKTUALNOŚCI
W samo okienko (105) - Kropla bez kitu30.05.2018r.
Stojąc z pistoletem skierowanym do otworu z wlewem paliwa i patrząc na aktualną cenę benzyny, ma się nieodpartą ochotę na przyłożenie spluwy do skroni komuś innemu. Auto nie wielbłąd - pić musi, ale żeby w przeciągu upalnego miesiąca popularna wacha poszybowała niczym kanarek wypuszczony z klatki tak wysoko?! Chyba cena rośnie wraz z temperaturą powietrza, która chyba tylko szejkom nie przeszkadza. Forsa nie lód - jakoś im nie topnieje.

Kiedy bocian przyniósł go do jednego z domostw w Alzacji, szczęśliwi rodzice nie wiedzieli, że dając mu dość wyszukane imię skazują go na pewną przyszłość. To jak wypisz-wymaluj w bajce, gdzie biedna staruszka, po otrzymaniu strawy, zostawia szczodrym gospodarzom w podziękowaniu zalakowaną kopertę z przeznaczeniem. Dali mu na imię Arsene, który nieprzypadkowo po błąkaniu się po całym świecie wylądował w Arsenalu. To było jak fantastyczne i perfekcyjne połączenie dwóch zagubionych w czasie połówek tego samego medalu, a przecież takich opowiastek słucha się z otwartą gębą i nie tylko na dobranoc.

Arsene Wenger czekał cierpliwie jak snajper na upolowanie najsmakowitszego deseru w Lyonie, który osłodziłby mu przenikającą go gorycz tego sezonu. Jego Arsenal ponownie bił się w wypchanej forsą angielskiej Premier League o magiczne TOP4, czyli miejsce w czołowym kwartecie ligi, gwarantującym start w Lidze Mistrzów, ale jakoś brakowało i argumentów i szczęścia.

Tymczasem na widnokręgu był Lyon - stolica kulinarna Francji - która ma w swoim menu wiele wspaniałych restauracji. Być może wybór padłby na "Le Kitchen Cafe" lub "Burgundy Lounge", gdyby nie madryckie Atletico, wyrzucające Arsenal Londyn za burtę Ligi Europy w półfinale rozgrywek. Tak naprawdę armaty opadły kibicom popularnych "Kanonierów" w momencie ogłoszenia odejścia Wengera z klubu przed końcem tego sezonu. "Zbudował ten dom, ale teraz będzie w nim mieszkał ktoś inny" - spuentował obecną sytuację dziennikarz ESPN, Gabriele Marcotti.

Jedna scena z filmu "Ścigany" przychodzi na myśl, gdy czyta się inne opinie najbardziej wtajemniczonych dlaczego Arsen odszedł. "Wenger nie odszedł, on wyskoczył" - wróble ćwierkają nad Tamizą. W owym "Ściganym" jest moment, gdy główny bohater grany przez Harrisona Forda staje nad krawędzią wodospadu i będąc w sytuacji bez wyjścia i w oko w oko z kierownikiem pościgu (ech - ten twardy Tommy Lee Jones), decyduje się na skok w wodne czeluści. Przyparty do muru przez szereg czynników Arsene zabawił się na moment w Harrisona Forda.

Kilka miesięcy temu poznawałem historię Wengera w biografii "Generał i jego kanonierzy". Książka dłuży się momentami jak rzeka, z której mimo wszystko można wyłowić kilka świetnych "starych gratów". Po pierwsze - Alzatczyk zainwestował swoje życie w wymiarze 22 lat w budowę potęgi Arsenalu Londyn, odpowiadając m.in. za wdrażanie zdrowej diety u piłkarzy oraz budowę nowego stadionu aż po notoryczne bezpieczne lądowanie w strefie TOP4, dającej pieniądze i grę w Lidze Mistrzów. Po drugie - "Kanonierzy" stali się najbardziej nieangielsko grającym zespołem w angielskiej lidze, poprzez wcielanie do swojej armii zawodników głównie z Francji (wspomnieć tylko takich jak Thierry Henry, Robert Pires czy Patrick Vieira), co w pewnym momencie zaowocowało mistrzowskim tytułem i sezonem, po którym Arsenal otrzymał miano "Niezwyciężeni" - nie doznał ani jednej porażki w 38 spotkaniach kampanii 2003/04!

Po trzecie - na naszych oczach rozgrywał się najlepszy jak dotąd pojedynek trenerski wszechczasów w Premier League: sir Alex Ferguson (26 lat na czele Manchesteru United) kontra Wenger (1996-2018 z Arsenalem). Kiedy wyguglowałem statystyki obu szkoleniowców, to można gwizdać z zachwytu. Każdy z nich rozegrał jako coach ponad 1200 meczów z rzędu w ekstraklasie nad Tamizą i jednakowoż wygrał z nich ponad 60%. Oprócz tego trenerskiego duetu nikt inny nawet nie zbliżył się na punkt procentowy. Trzeci w rankingu może pochwalić się jedynie blisko 35% zwycięstw.

Po czwarte - wracając na chwilę do TOP4, wielu jego przeciwników zarzucało Wengerowi brak sukcesów. Naturalnie domagali się mistrzowskich trofeów rok po roku, ale Arsene, który z wykształcenia jest także ekonomistą - starał się trzymać w ryzach wydatki na piłkarzy. Nie godził się na każde zachcianki i podwyżki "za darmo" lub na widzimisię agentów. To było coś, co inni wskazywali jako zaciągnięty hamulec, powodujący ostre hamowanie i przepuszczenie na torze wyścigowym takich klubów jak Chelsea, Tottenham, Manchester United i City, a w minionym sezonie także FC Liverpool.

Wenger wspomniał w jednym z najświeższych wywiadów, że "już niedługo Liga Mistrzów będzie grana w weekendy, bo to gwarantuje najlepszą oglądalność w TV. Kto będzie chciał oglądać mecze Stoke z Brighton? Bardziej opłacalne jest śledzić w sobotę pojedynek Real kontra Manchester transmitowany na cały świat". Brzmi to jak rozczarowujące wycie alzackiego wilka za czymś co miało kiedyś prawdziwy smak futbolu, a nie oblepioną pożywką dla mas pochodzącym nie wiadomo skąd szmalem. Klub miliarderów rozdaje karty, a nam naprawdę niejedna kropla paliwa bez kitu przydałaby się taniej.

Tymczasem - chapeau bas, Monsieur Wenger!

PS. Przytoczona powieść: John Cross "Generał i jego kanonierzy", Wydawnictwo SQN.

(© arek.lewenko@interia.pl)


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::