AKTUALNOŚCI
W samo okienko (123) - Kto jest większy od (Zibi)EGO?20.01.2021r.
Prezes PZPN przedryblował miliony polskich kibiców jednym zwodem. Nie był to ani niespodziewany bajeczny balans ciała i minięcie z zamarkowanym strzałem, ani jakiś trik, przekładka z podręcznika CR7, tylko subtelny no look pass prosto z czuba, z "prezesa", jak to się niegdyś chwalebnie określało. Zagrał na pamięć na... no właśnie... wszyscy rozdziawiają gęby, rozglądając się do kogo to podanie?

Zapożyczając na potrzeby niniejszego kłębka myśli narrację średniowieczną, to możemy stwierdzić, co następuje: miłościwie nam panujący Król Futbolu, Zbigniew I Rudowłosy, postanowił ściąć głowę Jerzemu z Truskolasów skrytobójczym podstępem niby to uginając się wreszcie pod coraz bardziej natarczywymi podszeptami futbolowych znawców nad Wisłą. Intryga na dworze nie umiera. Jednym ruchem, jednym ciachnięciem, no i zleciały się kruki, wrony, by rozdziobać teraz resztki.

Dla młodszych pasjonatów piłki nożnej warto dodać, że bohater ostatniej akcji, Zbigniew "Zibi" Boniek chyba nie występuje w grach wideo, choć mogę się mylić, więc na piedestale legend na konsolach może próżno go szukać. Daleko mu jeszcze do amerykańskich superbohaterów. A szkoda. Ten polski brylant, który błyszczał i blasku nie chce się pozbyć, potrafił zadziwić niejednokrotnie: cudownie (na boisku jako piłkarz przez duże P) aż ręce same składały się do oklasków i kontrowersyjnie (poza boiskiem jako trener, działacz i obecnie prezes - też przez drukowane P) aż ręce same łapały głowę i zakrywały oczy.

I jak widać w swoisty Blue Monday wprawił w osłupienie nie tyle decyzją, co momentem i sposobem jej ogłoszenia. Tak jakby "Zibi" przejrzał w weekend portale internetowe i stwierdził, że zimowe okienko transferowe, choć otwarte na oścież, to i tak wieje pospolitą nudą. Nic się nie działo. No to szast, prast! Zdetonował bombę, przykuł uwagę niczym Elon Musk oznajmujący, że z Jurkiem na Marsa jednak nie polecimy pomimo, że Jurek namęczył się sporo, nażarł się stresów, posiwiał, zmontował ekipę do lotu. Ale najwidoczniej nie zna marsjańskiego i to może być kłopot tam, gdzie lecimy. Basta!

Zastanawiam się, czy raczej nie pasuje do tej sytuacji inne skojarzenie. Żeby nie posłużyć się urokliwym określeniem znanego amerykańskiego muzyka: "No i wpadło gówno w kręcący się wentylator!". Jakby co, to Miles Davis to powiedział.

Dałbym fortunę za sporządzenie portretu psychologicznego "ZibiEGO", by zrozumieć co mu w głowie siedziało, gdy składał podpis pod wygnaniem Jurka z powrotem do Truskolasów. Ktoś mu doniósł, że jego tom biografii (kilkaset stron pióra skryby Romana od Kołtoniów) wydanej w poprzednim roku sprzedaje się gorzej aniżeli manuskrypt Brzęczka? Obracam to w żart, bo staram się nie dostrzegać gdzieś słomy wystającej z butów. "Ślepy nie zauważy, a mądry nic nie powie" - jak mawiali kronikarze.

O tym, że Zbigniew Boniek ma charyzmę i duże ego, to dostrzegają wszyscy. Już zanim wyjechał z Polski w latach 80. ubiegłego wieku, by grać w Juventusie Turyn jako drugi obcokrajowiec, bo tylko na dwóch stranieri zezwalały ówczesne przepisy rozgrywek, Boniek potrafił okazać swoje przywódcze zdolności na murawie i w szatni zawodników. Wieloletni pobyt w antycznym Rzymie obrzucił go przydomkiem "Zibi" niby laurem, a on sam dodatkowo przesiąkł rzymskim słońcem i duchem imperatorów. A tym - to już wiecie z historii - pomysłów jak zdobyć i wykorzystać władzę nie brakowało. Do poskromienia lwów mieli gladiatorów, niewolników, do poskramiania wrogów - legiony. Natomiast nikt nie potrafił poskromić ich ego. Krótka lakoniczna wypowiedź Zbigniewa Bońka co do decyzji o zwolnieniu Jerzego Brzęczka idąca mniej więcej w te słowa: "Jurek to fajny facet, ale właśnie teraz polska piłka wymaga innego rozstrzygnięcia". Iście cesarskie, filozoficzne, głębokie. I cisza jak makiem zasiał. Nawet nie słychać: "Ave, Cezar!".

I tu jest dali Bóg pies pogrzebany. Swego czasu pisałem bodajże w odcinku "Murzyn ma rebus", że Zbigniew Boniek w jednej wypowiedzi potrafił zaprzeczyć sam sobie. Umiał zakiwać się sam ze sobą, zagonić w korner i utrzymać się przy piłce. Co go podkusiło do wyboru akurat tej chwili i przede wszystkim stylu w jaki to zrobił?

Rzeczona słoma wyszła z butów dobrych kilka lat temu, gdy kumpel Bońka, Grzegorz Lato, zwolnił ni stad ni zowąd, przed kamerami telewizyjnymi Holendra Leo Beenhakkera. Bez jakiejś normalnej, partnerskiej wcześniejszej rozmowy i ustaleń z Don Leo, gdzie i jak to ogłosimy. Heca, hucpa, brak ogłady, skandal, jakie słowo pomieści oburzenie, żal, wściekłość na takie potraktowanie? Znamy to przecież sami z pracy i każdy z nas oczekuje ludzkiego traktowania.

Teraz Boniek dorównał stylem bez finezji Lato.

Zastanawiam się gdzie znajdziemy śmiałka, który poskromi owo monstrualne, cesarskie ego Zbigniewa Bońka, skryte w pieczarze i potrafiące zionąć od czasu do czasu dla postrachu aż włosy dęba stają.

Tymczasem kolejny czwartkowy obiad przejdzie do historii. Kto zostanie zaproszony do stołu?

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::