ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (21)
Na prawo od "Lewego"
18.03.2013r.
Kiedy w 1999 roku brałem ślub w gorącą sierpniową sobotę z niebieskooką blondynką o nie mniej gorącym sercu i zmysłach, hitem weselnego parkietu jednogłośnie okazał się porywający do tańca utwór "Prawy do lewego" w wykonaniu artystycznego mariażu Kayah i Bregovic. Tymczasem przed dwoma tygodniami znowu kopnęło mnie szczęście i znalazłem się na Signal Iduna Park, a w pewnym momencie nawet na prawo od "Lewego".

Stadion Borussii Dortmund ponownie wypełnił się po brzegi, tuląc w swoich trybunach blisko 81 tysięcy widzów. Tak jest na każdym meczu - bite 81 tysięcy. Być może zabawne, ale przypominało to rzymskie amfiteatry, na których w czasie krwistych walk gladiatorów brakowało wolnych siedzisk. Minęły wieki, ale sztandary z hasłem "Chleba i igrzysk!" wciąż niezłomnie trzepoczą nawet przy bezwietrznej pogodzie.

Przeniosłem wzrok na najbardziej znaną Trybunę Południową, która również pękała w szwach. Znajdują się na niej tylko miejsca stojące w liczbie 25 tysięcy... Panuje tam niebywały ścisk jak przed otwarciem jakiegoś supermarketu, choć nikt się nie przepycha i nie wygraża. Siedziałem w restauracji wkomponowanej w trybuny, gdzie podgrzewano przedmeczową atmosferę, serwując to i owo. Jeden z toastów trzeba było wznieść za niemiecką ligę piłkarską, która w tym sezonie obchodzi 50-te urodziny. Gołym okiem można dostrzec jakiej jakości stała się produktem, który znajduje nabywców ustawiających się licznie do kas po karnety lub bilety niemal jak po gorące bułeczki, czy smakowite kiełbaski bratwurst lub frankfurterki. Palce lizać i nieważne, że większość meczów śledzi się przed ekranem Eurosport.

To był ten spektakl na początku marca, gdzie dopiero w przeddzień trzeba było zmieniać internetowe afisze, bo komisja dyscyplinarna Bundesligi zmiękła i zredukowała karę Robertowi Lewandowskiemu z trzech do dwóch meczów absencji. Lewandowski mógł zatem zagrać przeciwko Hannover 96 i nie ukrywam radość kibicowania była o górę większa. Panowie z komisji okazali się "dobrymi wujkami" dla Borussii i musieli przecież zdawać sobie sprawę, że tym samym wypuszczają lwa z klatki, który już w pierwszej odsłonie pokazał dwukrotnie swoje drapieżne kły. Dortmund wygrał 3:1 i "Lewemu" znowu przystawiano mikrofon do ust, by łowić jego wypowiedź i ocenę pojedynku.

Restauracja na stadionie, w której gościłem podczas tego spotkania, miała jeszcze jeden bezcenny element w swoim niepisanym menu. Tą przysłowiową wisienką na torcie był fakt, że część lokalu jest zarezerwowana dla piłkarzy i trenerów klubu z Dortmundu oraz ich rodzin. Około trzech kwadransów po meczu zawodnicy zaczynają pojawiać się pojedynczo, w odstępie kilkuminutowym, jak świetnie wyszkoleni konspiratorzy. Za każdym wejściem dało się wyczuć falę entuzjazmu, podnosił się szept rozmów wśród kibiców-szczęściarzy, bo przecież nie wszyscy mogą do tego lokalu wejść. Rozpoczyna się polowanie na zdjęcia z boiskowymi bohaterami i ich autografy, choć bez trąbki i odpowiedniego sygnału. W tle ekrany telewizorów pokazują mecz na żywo Leverkusen - Stuttgart, na talerzach spaghetti traci swoją pikanterię, miksując się z winem, piwem, czy sokami. Patrzę jak każdy piłkarz momentalnie po przekroczeniu progu oblepiany jest przez szarańczę dzieci i ich rodziców jak piszczące i skomlące hieny. Autograf jeden, drugi, dziesiąty, zdjęcie tu, fotka tam. Zanim przedostaje się do bezpiecznej strefy rodzinnej musi pokonać ten rozentuzjazmowany tor przeszkód popularności. Cholera, fala uderzeniowa trafia i mnie, gdy wkroczył R. Lewandowski. Byłem jedną z tych hien. "Panie Robercie, można...?" - zagaiłem, ale on mnie szybko kiwnął, mówiąc i nie podnosząc wzroku, bo podpisywał kolejną koszulkę: "Co można?". "Zdjęcie oczywiście" - odparłem, a on rzucił krótko: "Jasne". Stanąłem na prawo od "Lewego", błysk flesza i po sprawie. Wróciłem do stolika, by dokończyć posiłek, a R. Lewandowski kicnął do kąta, gdzie czekała już na niego mistrzyni karate.

Żałowałem tylko, że tego popołudnia nie pojawili się Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, bo ustrzeliłbym hat-tricka. Jednak - co się odwlecze, to nie uciecze.



                                                                     (© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::