ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
Bilans jesieni czerwono-niebieskich 23.11.2005r.
Trzynaste miejsce, 16 punktów, 4 wygrane, 4 remisy i 8 porażek to bilans szesnastu kolejek słupskiej klasy okręgowej w wykonaniu seniorów MKS-u. W niniejszym tekście spróbujemy podsumować wszystko to, co wydarzyło się w ciągu minionych trzech miesięcy.
Była to runda w której wiele się działo i z pewnością na brak emocji kibice w Debrznie narzekać nie mogli. MKS nigdy nie należał do ligowych potentatów, przeważnie w historii naszej gry w okręgówce plasowaliśmy się w środku tabeli. Taki też cel zakładano przed tym sezonem. Jest on wciąż realny, możliwy do zrealizowania, jednak biorąc pod uwagę dorobek na półmetku już teraz widać, że wiosną debrznianie muszą zagrać znacznie lepiej, aby uniknąć choćby kłopotliwych i nerwowych baraży. Przydałoby się też nieco więcej sportowego szczęścia, bo w tej rundzie jakby się ono od nas odwróciło. Dokładnie rok temu często rozstrzygaliśmy mecze w końcówkach, teraz było dokładnie odwrotnie. Sporo punktów w taki właśnie sposób umknęło. Sam początek ligi nie napawał optymizmem. Wprawdzie rozpoczęliśmy od remisu w Studzienicach, ale potem przyszły porażki u siebie z Unią i Piastem oraz w Damnicy. Co gorsza zespół tuż przed startem rozgrywek został "osierocony", gdyż zrezygnował z jego prowadzenia Mirosław Łepek. Krążyły różne wersje dotyczące tego burzliwego rozstania, o prawdziwych przyczynach zakończenia współpracy nie napisaliśmy i niech już tak zostanie. Drużynę tymczasowo poprowadził przez cztery kolejki Mirosław Kisełyczka, ale ze względu na sytuację rodzinną nie zgodził się na przejęcie jej na stałe. Wreszcie 2 września rękawicę podjął Krzysztof Borkowski, kilka razy wcześniej do tego namawiany. Początek pracy "Boruchy" był znakomity. Efektowne wygrane w Sycewicach i u siebie ze Startem Miastko poprawiły wszystkim humory. Derbowa porażka w Czarnem nikogo nie zdziwiła, jak również fakt przegranej z Polonezem. Tyle, że niewielu potrafiło uwierzyć w jej rozmiary. 1:13 w Damnie to było coś więcej niż klęska, do tego kompletnie niewytłumaczalna. Kiedy już spisano MKS na straty piłkarze pokazali charakter. Remisy z Karolem, Brdą i Swe Pol Linkiem były szczęśliwe dla rywali znajdujących się bądź co bądź w czołówce tabeli. Potem przyszła porażka w Dębnicy, taka z gatunku tradycyjnych, bowiem od kilku lat czerwono-niebiescy nie mogą poradzić sobie z Koralem. 8:0 z Błękitnymi to "bonus" dla kibiców trzymających kciuki i oczekujących dobrych rezultatów. Czwarta w historii wizyta w Łebie zakończyła się czwartą porażką i małym tylko pocieszeniem były dobre recenzje jakie zebrał MKS po tym spotkaniu. Wygrana z Pogonią jawi się jako najcenniejszy rezultat rundy i jedynie szkoda, że to dobre wrażenie zostało na koniec popsute pechową przegraną z Kaszubią. Charakterystyczne jest to, o czym pisaliśmy już wyżej - czerwono-niebiescy nie mogli liczyć na uśmiech fortuny jesienią. Jeśli wygrywali to pewnie, jeśli remisowali to były to remisy raczej zadowalające przeciwnika. Z kolei spośród przegranych ośmiu gier aż w pięciu przypadkach nie byliśmy wyraźnie gorszym zespołem. Ktoś powie "piłka nożna to nie łyżwiarstwo figurowe" tu liczy się to co wpadnie do bramki, a nie wrażenia artystyczne. Będzie miał rację...
Do rozgrywek sezonu 2005/06 zgłoszono 29 zawodników. Ostatecznie w tej rundzie zagrało dwudziestu pięciu. Nie wystąpili ani minuty w lidze: Alan Nalepa (skupił się na razie na grze w juniorach), Rafał Masternak (zaprzestał treningów, a przecież wiosną jeszcze jako junior często grał już w pierwszym zespole) oraz Krzysztof Pawlukiewicz i Maciej Sadowski (obaj zrezygnowali z gry). Jako jedyny wszystkie mecze (choć w niepełnym wymiarze czasowym) zaliczył Radosław Wójtowicz. To była dobra runda "Zoli", który zdobył 9 goli, co uczyniło go najlepszym snajperem zespołu. Wielka szkoda, że samą końcówkę roku miał znacznie gorszą, a konfrontację z Kaszubią w Debrznie będzie pewnie długo pamiętał.
Po 15 meczów zagrali: Robert Rutyna, Andrzej Jażdżewski i Robert Podgórniak. "Rutyniarz" okazał się bezsprzecznie silnym wzmocnieniem zespołu. Nie zawodził w bramce, a przy tym był dobrym duchem drużyny. Jedyny letni nabytek to zatem "strzał w dziesiątkę". "Okocza" po słabej wiośnie (chociaż już w końcówce poprzedniego sezonu wrócił do składu) odrodził się jesienią. Był pewnym punktem defensywy, sam nabrał pewności w grze i poczuł się istotną postacią w zespole. To samo dotyczy Podgórniaka, który nareszcie zawalczył bez kompleksów o miejsce na boisku i śmiało może zaliczyć rundę na plus.
Po 13 meczów zagrali: Paweł Wegner i Grzegorz Dudek. "Diabeł" to człowiek przeambitny, bardzo zależy mu na grze i mimo, że czasami chciałby robić... pięć rzeczy na boisku w jednej chwili, jest wyróżniającą się postacią w zespole. Nie ustrzegł się słabych występów, ale biorąc pod uwagę służbę wojskową i znikome możliwości odbywania regularnych treningów i tak jego dyspozycja była w tej sytuacji zadowalająca. Dudek to jeden z ludzi rocznika 1986, a więc jeszcze w czerwcu juniorów. Grał najwięcej z tego grona zawodników i jest na dziś najbliżej pierwszego składu.
12 razy zagrali: Mirosław Kisełyczka, Paweł Władyczak i Grzegorz Mendrek. "Dziadek" wciąż niezastąpiony, ambitny, pożyteczny, jego doświadczenie długo jeszcze będzie pomocne czerwono-niebieskim. "Władek" bardzo dobre występy przeplatał słabszymi, ale jest ze względu na wiek naturalnym następcą Kisełyczki i oczekujemy od niego z rundy na rundę coraz więcej. Mendrek to ostra walka, zaciętość w grze, nieustępliwość. Z pewnością byłoby lepiej gdyby mógł regularnie trenować, ale spraw związanych z pracą nie da się przeskoczyć.
Sylwester Nylec i Leszek Beger jeszcze całkiem niedawno byli kojarzeni jako napastnicy. Dziś to już przeszłość i obaj tworzą parę stoperów. O ile Nylec grał już w obronie kilka spotkań w ubiegłym sezonie, to pojawienie się Begera w tej formacji wzbudziło spore zdziwienie kibiców. Eksperyment ze sparingu w Zakrzewie przyjął się na stałe i teraz wydaje się, że jeśli Leszek będzie miał miejsce w pierwszej jedenastce to właśnie w linii obrony.
Nierówno prezentowali się Piotr Binkiewicz i Ireneusz Nowak. W przypadku "Bintka" to nic nowego. Potrafi denerwować swoją niefrasobliwością i nieobliczalnym zachowaniem, ale także radować dobrą grą, jak chociażby w Przechlewie. "Łapka" przeżywał jesienią wzloty i upadki. Nie do końca zaakceptował rolę zmiennika, co rodziło nieporozumienia. Wciąż jest to piłkarz pomocny zespołowi, nawet jeśli miałby grać po trzydzieści minut.
Andrzej Koroś zagrał tylko 8 meczów, będąc do dyspozycji trenera od połowy rundy. Rozgrywał się powoli, ale w samej końcówce jesieni był już z powrotem wiodącą postacią na placu gry. Wiosną czekamy na jego znaczący awans w tabeli strzelców.
Jarosław Małys to kolejny zawodnik młodego pokolenia, który otrzymał szansę gry w lidze. Początkowo grał regularnie, zbierał dobre opinie za występy, ale na finiszu spasował po jednym posadzeniu go na ławie. W przyszłości powinien podjąć walkę o miejsce w drużynie, bo akurat w jego przypadku zabrakło nieco sportowego charakteru.
Pozostali piłkarze grali znacznie mniej. W tej grupie znajdują się: Bartłomiej Grochowina, Grzegorz Pryba, Bartłomiej Leśniewicz, Damian Litwiniuk, Daniel Janusz, Łukasz Jażdżewski, Karol Gromowski, Radosław Petrecki, Piotr Grzechnik i Krzysztof Szychowski. Jest to dość szeroka grupa zawodników, którym również należą się słowa podziękowania za jesień nawet jeśli grali nieregularnie, czy wręcz sporadycznie. Grochowina nękany kontuzjami nie mógł skutecznie powalczyć o pierwszy skład. Janusz, taką mamy nadzieję, nie pogodził się z rolą drugiego golkipera i na wiosnę spróbuje zawalczyć z Rutyną. Nie mieli szans na częstsze występy Petrecki (szkoła wojskowa) i Szychowski (praca), Gromowski nie zaakceptował roli rezerwowego i w końcu rundy nie pojawiał się na meczach. Ł.Jażdżewski i P.Grzechnik to jeszcze juniorzy i w tamtej drużynie przede wszystkim chcą grać, jednak szczególnie w przypadku Jażdżewskiego konieczne jest w przyszłości porozumienie na linii zawodnik - trener, bo wydaje się, że "Bolek" to piłkarz, którego nie sposób "ot tak odpuścić". Osiem, siedem i sześć spotkań zagrali kolejno Pryba, Leśniewicz i Litwiniuk i nawet jeśli przeważnie były to kilkunastominutowe epizody, to ich pomoc też wymaga podkreślenia i docenienia.
Co dalej. Oczywiście to wyświechtane słowa, ale naprawdę trzeba zrobić wszystko, aby zespół na wiosnę zdołał obronić (dla siebie, klubu, miasta) klasę okręgową. Bo przecież pomijając wszelkie kłopoty organizacyjno-finansowe i kadrowe czerwono-niebieskich stać na to absolutnie!

Juniorzy starsi MKS-u zajmują po jesieni w swojej grupie klasy okręgowej piąte miejsce. To znacznie poniżej oczekiwań i realnych możliwości. Aż pięć porażek i tylko dwa zwycięstwa składają się na cały niewielki dorobek debrznian. Widać wyraźnie w tym zespole braki osobowe. Kadra jest zbyt wąska, rywalizacja pomiędzy zawodnikami niewystarczająca, aby można było mówić o postępie. Mimo mizerii kadrowej na kilka nazwisk w tej drużynie warto zwrócił uwagę. Łukasz Jażdżewski, Krzysztof Grzechnik, Jakub Leśniewicz, Alan Nalepa, Łukasz Seryca, Paweł Szczepański wyróżniają się na tle kolegów. Również Piotr Grzechnik to ciekawy piłkarz, ale musi panować nad emocjami na placu gry, bo kolekcjonowanie żółtych kartek w jego wykonaniu stało się już irytujące. Po ponad rocznej przerwie udany powrót na boisko zaliczył Tomasz Łopieński, jednak nie zawsze ze względu na weekendowe obowiązki szkolne może być do dyspozycji trenera. Interesującym zawodnikiem był Karol Gnitecki, wychowanek Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. Był, bo wiosną nie zobaczymy go już w barwach MKS-u.
Na lepsze recenzje zasłużyli juniorzy młodsi. Czwarte miejsce po jesieni wzbudza spory niedosyt, bo mogło i powinno być lepiej. Porażki u siebie ze Startem Miastko i szczególnie z Kaszubią pozbawiły czerwono-niebieskich pozycji wicelidera. Za najcenniejsze trzeba uznać zwycięstwa w Człuchowie i Przechlewie, ale nie sposób zapomnieć również lania jakie sprawiła nam Bytovia. Przykra to była wpadka i tylko w niewielkim stopniu usprawiedliwia drużynę fakt, iż akurat tego dnia zagraliśmy w mocno przetrzebionym składzie. Wśród juniorów młodszych najbardziej wyróżniali się (w kolejności alfabetycznej): Patryk Borkowski, Damian Bronowicki, Łukasz Bucholc, Michał Drapała, Krzysztof Dudzic, Łukasz Dudzic, Patryk Klejdysz, Tomasz Kowalczyk, Bartłomiej Lica, Błażej Rosiński, Piotr Szymanówka, Andrzej Taras, oraz grający również w juniorach A, Rafał Kaczyński i Radosław Mazur. Pamiętać też trzeba, że zespół przed sezonem opuścił Piotr Staniol, który obecnie dobrze radzi sobie w Chemiku Bydgoszcz. Obydwa zespoły prowadzi od sierpnia Paweł Władyczak. Dopiero poznaje drużyny i na efekty jego pracy trzeba spokojnie poczekać. Najważniejsze byśmy nie tracili z pola widzenia najzdolniejszych juniorów i dawali im za jakiś czas szansę gry w pierwszym zespole. Istotne też by sami młodzi piłkarze z tej szansy chcieli skorzystać.

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::