AKTUALNOŚCI
W samo okienko (104) - Rozbieranka na tip-top 28.05.2018r.
Kiedy tylko powieki podniosły się po śnie niczym kurtyna w teatrze przed spektaklem, piasek zaczął sypać się w klepsydrze czasu, odliczając weekend. Nie tylko niedziela była dla nas. Sobota również nie potrafiła oprzeć się naszemu futbolowemu pragnieniu.

Boisko między blokami, na którym trawa nigdy - nie tyle że nie chciała - a nie miała po prostu szans urosnąć, od wczesnego poranka gromadziło rzeszę małych osiedlowych tubylców, którzy z niecierpliwością czekali na wynik "rozbieranki". Tip-top, tip-top... dwóch ochotników - zazwyczaj piłkarsko średnich - zmierzało ku sobie drobnymi kroczkami na tip-topki, wzniecając nieco kurzu i potęgując napięcie przedwyborcze. Nawet piłki nikt nie odbijał, tylko wpatrywał się jak sroka w gnat co będzie tym razem. Powiedzieć, że emocje sięgały zenitu, to nic nie rzec. W głowach rozklekotane myśli kotłowały się niczym zapaśnicy na macie, powtarzając pytanie: "z kim będę grał?".

Gdy wreszcie jeden z nich nadepnął drugiemu na czubek buta, okazywał się zwycięzcą i miał prawo do pierwszego wskazania. Na początek mógł wziąć do swojej drużyny tylko jednego zawodnika, oczywiście najlepszego w podwórkowym rankingu, a w kolejnym ruchu dwóch graczy wybierał przegrany tip-topkowego pojedynku. Potem już każdy wcielał do swojej ekipy po jednym zawodniku.

Wbrew pozorom nie był to wcale koniec układanki. Każdy chciał grać w polu i strzelać gole, więc wybór bramkarza stanowił kolejną część spektaklu zanim w ogóle piłka została kopnięta po raz pierwszy, otwierając mecz. Kto stawał między słupkami na tle śmietnika? To oczywiście zależało od sytuacji. Jeśli składy były pełne w obu drużynach, to sięgaliśmy do niepisanego zbioru zasad zaczerpniętych z boiskowych klechd. Reguły typu: "bramkarz wylotny", czyli kto pierwszy przy bramce to broni; lub po każdym golu zmiana; lub - i tutaj nie było litości dla młodszych - przy niepełnym zestawieniu zawsze znajdował się jakiś bardzo chętny małolat (świeżo upieczony pierwszo- lub drugoklasista), aby dostąpić zaszczytu i zagrać ze starszymi. W weekend oddychaliśmy piłką nożną pełnymi płucami jak w jakimś tunelu dziecięcych marzeń o reprezentacji, o murawie, o siatkach na bramce, od rana do wieczora, bez obiadu, który czekał na nas cierpliwie i stygnął na stole niejednokrotnie doprowadzając nasze mamy do szału, wymachujące na nas z okien groźnie widelcem. Wcześniejsze ściągnięcie z boiska przez rodzica, gdy akurat rozgrywka szła w najlepsze, było gorsze niż czerwona kartka. Taki mamisynuś wlekł się do domu ze spuszczoną głową, odarty z możliwości zabawy niczym bankrut opuszczający kasyno gry.

Oczywiście istniało także takie Prawo Pascala, czyli "Kto piłkę wywala, ten...".

Ten podwórkowy teatrzyk i piaszczyste widowisko pt. "Rozbieranka na tip-top" wyciągnął mi jak dżina z zakurzonej lampy Jonathan Wilson. Jakiś czas temu polecałem jego książkę "Behind the Curtain" ("W samo okienko" #82), a teraz trafiła mi w ręce inna opowieść tego brytyjskiego autora pt. "Bramkarz, czyli Outsider. Opowieść o najbardziej tajemniczej figurze na boisku".

Bez dwóch zdań jest to historia warta odkrycia, bo dotyczy właśnie pozycji zawodnika, na którego najczęściej i najłatwiej jest zrzucić winę za porażkę drużyny. Jeśli bramkarz wpuści przysłowiową "szmatę", to od razu staje się pośmiewiskiem i taka wpadka wlecze się za nim niekiedy do końca kariery. Wystarczy przecież zapytać choćby Tomasza Kuszczaka, nie wspominając o świeżo upieczonych farfoclach Lorisa Kariusa z sobotniego finału Ligi Mistrzów.

Autor zabiera czytelnika do bezkresnej wydawałoby się Krainy Między Słupkami, gdzie aż roi się od legendarnych postaci: "przeklęty" Moacyr Barbosa, ryczący spokojem Lew "Czarna Pantera" Jaszyn, "golfiarz" Ricardo Zamora, Jack Robinson - ten od robinsonady, Gordon Banks, długowieczny Dino Zoff, Claudio Taffarel - przełamujący mit o braku talentu wśród brazylijskich bramkarzy, szalony Rene Higuita, "numero uno" Gianluigi Buffon, przypatrujemy się kulisom walki o reprezentacyjny number one pomiędzy parami Peter Shilton vs. Ray Clemence w Anglii (poznajcie niesamowity sposób Shiltona na wydłużenie ramion), zwinny jak kot i ośmieszający napastników Thomas Nkono vs. Joseph Bell w Kamerunie, o duńskim gangu Schmeichelów, z których to Peter do siódmego roku życia miał... polskie obywatelstwo.

Wątków jest mnóstwo jak w bogatej kopalni futbolu. Przywołam dwa z nich. Pierwszy dotyczył w ogóle fundamentalnej decyzji po co bramkarz na boisku. Okazuje się, że w początkowych okresach futbolu golkiper w ogóle wydawał się zbędny i postrzegano go jako kogoś, kto wręcz łamie ducha gry, bo zatrzymuje piłkę zmierzającą do siatki rękoma. Brzmi to dzisiaj wręcz niedorzecznie. Drugie zagadnienie rozpościera widoki na filozofię gry bramkarza: od trzymania się kurczowo pola szesnastu metrów do wychodzenia daleko czasem przed owo pole, biorąc na siebie nawet ciężar rozgrywania piłki jako obrońca. Co ciekawe - oba te sposoby postępowania przeplatały się przez dekady w zależności od koncepcji trenerów i odpowiednich umiejętności golkiperów.

Jonathan Wilson podniósł chyba każdy kamień, wyciągając na światło dzienne szereg elementów malujących portret golkipera. A przecież postać ta wciąż nabiera nowych barw, w innym stroju jak wyrzutek odstający od pozostałej dziesiątki.

PS. Jonathan Wilson "Bramkarz, czyli outsider", Wydawnictwo Bukowy Las.

(© arek.lewenko@interia.pl)


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::